Kolejny dzień minął, tym razem poniedziałek.
Niby spędziłam tylko sześć godzin w szkole, ale to raczej on będzie tym najtrudniejszym i najcięższym dniem.
A po południu mieliśmy spotkanie z naszą starą wychowawczynią i ogólnie starą klasą, gdzie w końcu zdecydowaliśmy się przyjść i było nas w sumie dziewięciu/dziesięciu, gdzie potem już chyba zostaliśmy w ósemkę. Wróciłam o w pół do dziewiątej. Pani rozdawała nam nasza teczki i dodatkowo czekolady dla osób, które miały w ciągu wakacji urodziny, wyszło w końcu na to, że schowaliśmy je w torebce koleżanki i tam zostały, dobrze, że mam do niej blisko, w ciągu najbliższych dni prawdopodobnie do niej pójdę, chciałabym jeszcze pooglądać co tam miałam.
W szkole normalnie, nowy tydzień, pomału już rutyna. Lekko zirytowałam się ile trwało wyjście ze szkoły i dojście na przystanek, kończyłam o 14:10, o piętnaście po miałam pierwszy autobus, na który się nie załapałam, bo o tym czasie ledwo wyszłam ze szkoły, a potem jeszcze zobaczyłam tył tego dwadzieścia po. W dodatku były dosyć spore opóźnienia i do domu wróciłam trochę po piętnastej. Czyli teraz tyle będzie trwał mój powrót do domu. Jutro postaram się jakoś szybciej przebić przez te tłumy zmierzające na dworzec.
A jak już tak o autobusach, to będę musiała w końcu złożyć wniosek o ekartę, jak na razie na wrzesień mam miesięczny, ale potem w październiku już by się opłacało ją mieć.
Co by tu jeszcze powiedzieć, po prostu weekend minął i trzeba wrócić do biegu tygodnia. W sumie nie jest tak źle, zawsze mogłoby być gorzej.
A jutro na ósmą pięćdziesiąt do piętnastej, siedem godzin czyli taki średni wymiar czasu.
♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz szczerze dziękuję, przyjmuję tylko uzasadnioną krytykę. Jednakże każda opinia ma dla mnie znaczenie.
♥♥♥
Jeśli już komentujesz, bo zależy ci tylko na wejściach i komentarzach to przeczytaj chociaż połowę postu, a dopiero potem skomentuj.